Liturgia ku czci mamony, Sekty
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Liturgia ku czci mamony
Znajoma zaprosiła mnie do wzięcia udziału w "ciekawym spotkaniu". Nie chciała mi jednak zdradzić, jaki będzie miało charakter. Mówiła: "Posłuchasz, a potem powiesz, co o tym myślisz". Dałem się skusić. Spotkanie miało miejsce w teatrze muzycznym. Poszedłem do przodu, aby lepiej słyszeć. Ludzie byli odświętnie ubrani. Wielu znało się między sobą. W sumie było tam dwieście do trzystu osób. W pierwszej chwili, kiedy zobaczyłem na scenie wesoło usposobioną parę, pomyślałem - "Jakiś kabaret?" Zaraz jednak wyprowadzono mnie z błędu. Na scenie występowali ludzie z network marketing herbu Amway, pochłonięci rozprowadzaniem kosmetyków. Najpierw pewna drobna "zwykła kobieta" (tak się określiła) przez ponad godzinę błyskotliwie wtajemniczała widownię w arkana sztuki, którą się para. Dla zachęty przedstawiła ją jako apolityczną i areligijną. Stało się jasne, kim byłaby dla mnie wkrótce maja znajoma, gdybym zdecydował się na ten interes. Byłaby tzw. sponsorem, który dokonałby dalszego wtajemniczenia i pomógł mi rozwinąć działalność. Kończąc "zwykła kobieta" sypnęła datami i nazwiskami, przedstawiając początki korporacji oraz historię jej dotarcia do Polski. Następnie na scenę wkroczył jej mąż, przejmując pałeczkę przewodniczącego zgromadzenia. Okazał się prawdziwym amwayowskim showmanem, zdolnym do rozgrzania i wielokrotnego poderwania na nogi wszystkich zabranych (z jednym chyba wyjątkiem). Posługując się tabelką ukazującą możliwe do osiągnięcia coraz wyższe progi dochodów, zaczął on wywoływać z widowni na scenę przodowników biznesu. Ci podawali swoje personalia, a także imiona i nazwiska kilku osób, którym zawdzięczają swój dobrobyt. Ze szczególnym namaszczeniem wymieniali swoich "wspaniałych Nauczycieli" (piszę dużą literą, bo to oddaje sposób wypowiadania się o nich). Co niektórzy dodawali zawołania typu: “Kochani, róbcie to! Naprawdę warto!", na co widownia reagowała bardzo entuzjastycznie. W pewnym momencie showman przytoczył słowa swojego Nauczyciela mówiąc o tym, że powinno się karać tych, którzy mają okazję tak łatwego zarobienia tak dużych pieniędzy i przez to uszczęśliwienia swoich dzieci - a nie robią tego. Całemu spektaklowi towarzyszyły owacje i podniecenie, swój zenit osiągając podczas prezentacji tych lokalnie najwybitniejszych i najbardziej zasłużonych. W teatrze muzycznym zapanował duch nieomal ekstatycznego uwielbienia dla tych, którzy potrafili zarobić największe pieniądze. Jak się zorientowałem, spotkanie to miało dwa cele: zwerbowanie nowych, gorliwych członków do networku oraz utwierdzenie w działaniu już prosperujących dystrybutorów. Natomiast konkluzją był przepis na to co i jak robić, aby już nawet za dwa do pięciu lat nic nie robić, prócz korzystania z uciech życia na tym łez padole poprzez dożywotnią - kilkunasto - lub kilkudziesięciomilionową, comiesięczną emeryturę z Amwaya. Na zakończenie podszedłem do pani, która wraz ze swoim mężem pełniła na spotkaniu rolę lidera i powiedziałem podchwytliwie:
- Bardzo ładnie pani mówiła.
- Och! Dziękuję! - odparła.
- Kto jest pani Nauczycielem? - zapytałem.
- …(Tu padło nazwisko.)
- A moim Nauczycielem jest Jezus Chrystus.
- Ach, tak - westchnęła moja rozmówczyni.
Dlaczego piszę o tej sprawie w kontekście wiary? Ponieważ uważam za niemożliwe pogodzenie tego, co widziałem, z Ewangelią, a wśród obecnych nie brakowało chodzących do kościoła. Nie mam nic przeciwko zarabianiu pieniędzy przez chrześcijan, lecz śmiem zauważyć, iż uczniowie Chrystusa w tej dziedzinie także nie powinni mieć innych Nauczycieli (por. Mt 23, 8). Przecież to właśnie On uczy: Nie możecie służyć Bogu i Mamonie (Mt 6, 24), a spotkanie to było liturgią ku jej czci.
... [ Pobierz całość w formacie PDF ]