List dyrektora szkoły do rodziców sześciolatków, !!! AKCJA RATUJ MALUCHY

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

List dyrektora szkoły do rodziców sześciolatków

 

 

 

 

Drogi Rodzicu!
Wbrew pozorom, ten dylemat nie jest całkiem nowy i nie powstał wraz z najnowszym pomysłem władz oświatowych, jakim jest posłanie sześciolatków do pierwszej klasy. Odkąd sięgam pamięcią, zawsze istnieli rodzice gotowi wystąpić o przyspieszenie obowiązku szkolnego dla swojego dziecka, wybitnie uzdolnionego w oczach całej rodziny, pani w przedszkolu lub znajomych nauczycieli. Ba, sam byłem takim delikwentem, zakwalifikowanym jeszcze w latach sześćdziesiątych do eksperymentalnej klasy sześciolatków. Do niedawna wcześniejsze posłanie dziecka do szkoły było czynnością wyjątkową, uzależnioną nie tylko od życzenia rodziców, ale przede wszystkim od potwierdzenia gotowości szkolnej przez poradnię psychologiczno-pedagogiczną, a ta czyniła to raczej niechętnie. Teraz władze oświatowe zachęcają wręcz do rozpoczęcia nauki w wieku lat sześciu, zapewniając, że nowe programy nauczania i wyposażenie szkół w pełni odpowiadają potrzebom młodszych dzieci i w ogóle jest to właściwy krok każdego nowoczesnego i światłego rodzica.

 

Prosiłeś mnie ostatnio o radę, jak postąpić z Twoją (wkrótce już) sześcioletnią córką, przed którą dość nagle otworzyły się dwie możliwości kariery szkolnej: pójście do „zerówki” albo od razu do pierwszej klasy. Skarżyłeś się, że wspólnie z żoną wciąż rozważacie oba rozwiązania, a w efekcie osiągnęliście tylko potężny ból głowy wywołany natłokiem sprzecznych argumentów.
W niedalekiej przyszłości miejsce zachęty zajmie obowiązek. Wierzę, że choćby z tego powodu szkolnictwo istotnie przystosuje się do potrzeb młodszych uczniów. Problem jednak powróci, bowiem, znając naturę ludzką, poradnie psychologiczno-pedagogiczne niezadługo staną wobec wniosków rodziców o umożliwienie podjęcia nauki szkolnej, w drodze wyjątku oczywiście, ich szczególnie uzdolnionym dzieciom w wieku lat pięciu. Pokusa znalezienia się w glorii rodzica dziecka wybitnego będzie u wielu zbyt silna.

 

 

 


Cóż o tym wszystkim myśleć? I co począć ze swoim sześciolatkiem - tu i teraz?

* * *

W ciągu lat pracy dyrektora szkoły spotkałem wiele dzieci rozpoczynających naukę w klasie pierwszej w wieku lat sześciu. Przyznaję, że żadne nie poniosło dotkliwej porażki. W nielicznych przypadkach tacy uczniowie należeli do czołówki, w większości radzili sobie na przeciętnym poziomie innych dzieci. Problem w tym, jakie ponosili koszty.

„Poradzi sobie” – to najbardziej rozpowszechnione słowa, którymi zachęcano rodziców (albo ci zachęcali się sami) do przyspieszenia obowiązku szkolnego. Niestety, nader często ta optymistyczna prognoza sprawdzała się w sensie dosłownym. Zamiast radości poznawania i osiągania sukcesów fundowano dziecku mozolny trud nadążania za starszymi nieraz o cały rok kolegami. Uczeń, który w swoim roczniku byłby wybitny, przyspieszony o rok pozostawał przeciętny, z poczuciem, że nauka jest smutnym i przykrym obowiązkiem.

Aby pomóc Ci zrozumieć istotę problemu muszę w tym miejscu sięgnąć do psychologii rozwojowej. Dzieci w miarę dorastania nabywają różne umiejętności. Na bazie prostych kształtują się coraz bardziej złożone. Jedne w sposób naturalny wynikają z drugich. (...) Dla każdego wieku dziecka można wskazać umiejętności, które już posiada i takie, które znajdują się w jego zasięgu, pod warunkiem pomocy osoby dorosłej. Te drugie określa się w psychologii mianem sfery najbliższego rozwoju. W tej sferze mieści się wszystko, czego dziecko może się nauczyć, ponieważ dojrzało już do tego, intelektualnie albo fizycznie. Niektóre umiejętności są dosłownie „o krok”, wystarczy tylko niewielki impuls i już. Inne, choć również pozostają w zasięgu dziecka, są bardziej odległe i ich nabycie wymaga wielkiego mozołu.

Dobrą ilustracją tego zjawiska stanowi doświadczenie sławnego psychologa rosyjskiego, Lwa Wygotskiego, który badał nabywanie przez dzieci umiejętności naprzemiennego stawiania nóg na schodach. Otóż dziecko około drugiego roku życia pokonuje schody dostawiając na każdym stopniu jedną nogę do drugiej. Jeżeli w tym okresie zaczniemy uczyć je kroku naprzemiennego, to pożądany efekt osiągniemy po dłuższym czasie, liczonym w tygodniach, a nawet miesiącach, kosztem znacznego wysiłku dziecka i nauczyciela. Wygotski wykazał, że jeżeli wstrzymamy się z tą nauką około pół roku, to naprzemienne stawianie nóg na schodach przyjdzie dziecku z łatwością, w ciągu zaledwie kilku dni. Po prostu półroczny okres rozwoju spowoduje, że to, co wcześniej było trudne, stanie się bardzo proste. Wystarczy tylko trochę poczekać.

Można nauczyć zdolnego pięciolatka czytać i rachować, można wykształcić w nim umiejętności manualne większe niż u jego rówieśników, ale za cenę bardzo dużego wysiłku. Jeśli jednak wykazać nieco cierpliwości, umiejętności te przyjdą z wielką łatwością, niemal same, ku ogromnej radości malucha, który aktywność poznawczą ma przecież zakodowaną genetycznie. Nadmierna ambicja rodziców i wychowawców może popchnąć dziecko do niepotrzebnie ciężkiej pracy, w imię wykazania jego wyjątkowości. Owa wyjątkowość dla rodziców stanowi zazwyczaj powód do dumy, dziecku jest najczęściej po prostu obojętna, natomiast w grupie rówieśniczej może być wręcz ciężarem.

Pewnie dziwi Cię, dlaczego nauka nie opracowała dotąd narzędzi, które umożliwiałyby udzielenie odpowiedzi na pytanie, czy dziecko osiągnie sukces w szkole. Odpowiedź jest prosta – rozwój jest zjawiskiem niezwykle złożonym. Możemy zmierzyć dojrzałość dziecka w kilku podstawowych zakresach, sukces szkolny będzie jednak zależeć od integracji różnych procesów. Spróbuję przybliżyć Ci nieco to zagadnienie.

Rozwój ma kilka składowych, z których każda zmienia się w swoim tempie i dość niezależnie od pozostałych. Przyjmijmy w uproszczeniu, że jest ich cztery: rozwój fizyczny, intelektualny, emocjonalny i społeczny. Wyobraź sobie teraz górę, po której zboczu staczają się jednocześnie cztery piłki. Teren jest wyboisty. Piłki toczą się w dół, coraz szybciej, ale wcale nie w równym tempie. Bywa, że któraś znacznie wyprzedza pozostałe, albo pozostaje wyraźnie w tyle, ponieważ trafia na przeszkodę. To jest właśnie obraz nierównomierności rozwoju, normalnej u małych dzieci.

Patrząc na przedszkolaka dorośli z największą uwagą śledzą jego rozwój intelektualny. Ile to jest dwa dodać dwa? Jaka to literka? Jakie zwierzątko widzisz na obrazku? – na takie pytania troskliwych rodziców lub dziadków przeciętny maluch odpowiada często i, ku radości dorosłych, szybko zapamiętuje i powtarza poprawne odpowiedzi. Sam zresztą jest niesamowicie ciekawy świata i zamęcza otoczenie pytaniami „dlaczego?”. Im lepiej radzi sobie w takich rozmowach z dorosłymi, tym większą mają oni pokusę stawiania mu nowych zadań i ćwiczenia nowych umiejętności. Piłka rozwoju intelektualnego toczy się coraz szybciej.

Dość łatwo śledzić rozwój fizyczny. Nawet niewprawnym okiem widać, czy dziecko nie jest wyraźnie drobniejsze i słabsze od rówieśników. Czy prezentuje sprawność fizyczną w zabawach, czy chętnie biega, skacze. Warto pamiętać, że w dziecięcej zabawie sprawność fizyczna jest co najmniej tak samo ważna, jak intelekt. Przedwcześnie posyłając do szkoły nawet najsprawniejsze intelektualnie dziecko, które fizycznie wyraźnie nie nadąża za rówieśnikami, możemy je skazać na różne tego przykre konsekwencje.

Rozwój fizyczny obejmuje też sprawność manualną. Aby rozpocząć naukę pisania, dziecko musi precyzyjnie posługiwać się rękami, z których jedna powinna wyraźnie dominować. Maluch, który nawet sprawnie dodaje w pamięci 12 do 34, będzie miał w szkole kłopoty, jeśli wcześniej nie nauczy się odwzorowywania na papierze różnych kształtów, kolorowania obrazków i różnych innych umiejętności, dzięki którym w przedszkolu tak pięknie prezentuje się tablica „Nasze prace”.

Rozwój emocjonalny manifestuje się sposobem reagowania dziecka w różnych sytuacjach, szczególnie sposobem wyrażania zadowolenia lub niezadowolenia. Miarą dojrzałości jest umiejętność pohamowania emocji, na przykład wyrażanie gniewu lub sprzeciwu bez agresji, coraz częściej słownie niż zachowaniem. Innym ważnym aspektem dojrzałości dziecka jest odporność na stres. Zachwycając się sprawnością w liczeniu lub czytaniu, często nie zastanawiamy się, czy maluch jest w stanie pogodzić się z napięciem, jakie wnosi konieczność sprostania szkolnym wymaganiom.

Wreszcie rozwój społeczny, czyli, najprościej ujmując, umiejętność funkcjonowania w grupie i respektowania obowiązujących reguł. Choćby nie wiem ile placów zabaw i kącików z zabawkami wybudowano dla przyszłych uczniów-sześciolatków, będą oni musieli, w stopniu znacznie większym niż w przedszkolu, podporządkować się rozmaitym rygorom, takim jak siedzenie w ławkach, albo uważne słuchanie i wykonywanie poleceń związanych z tokiem nauki. Naturalny dla przedszkolaka indywidualizm musi ustąpić stosowaniu się do reguł obowiązujących w grupie. Piłka rozwoju społecznego nader często toczy się wolniej niż pozostałe.

Powtórzę raz jeszcze, rozwój dziecka przebiega nierównomiernie. Z tego względu trudno przecenić rolę przedszkola (także szkolnej „zerówki”), które poprzez różne działania wspomaga rozwój dziecka tam, gdzie „piłka” pozostaje z tyłu. Niestety, nauka szkolna, nawet ta zreformowana ostatnio pod kątem pracy z sześciolatkami, kładzie nacisk przede wszystkim na rozwój intelektualny, kosztem innych sfer rozwoju. Taka już jest natura szkoły.

* * *

Na marginesie tych rozważań muszę zwrócić uwagę, że wielu rodziców, w najszlachetniejszych zresztą intencjach, inwestuje w swoje małe dzieci, ignorując tę wiedzę, którą przedstawiłem powyżej. Coraz więcej maluchów, oprócz normalnego programu edukacji przedszkolnej (który jest bardzo sensowny i od dziesięcioleci stanowi, w mojej opinii, najlepszą część polskiego systemu oświaty), bierze udział w rozmaitych zajęciach dodatkowych. A że jest zapotrzebowanie, to pojawia się oferta, choćby taka, jak przedszkole „edukacyjno-sportowe”, albo „plastyczno-teatralne”. Jako pedagog zapadłbym się pod ziemię ze wstydu wieszając taki szyld (nawiasem mówiąc, nie spotkałem jeszcze „Uniwersytetu trzylatka”, ale podsłuchując rozmowy między rodzicami małych kandydatów do naszej szkoły mam wrażenie, że i taka idea znalazłaby amatorów).

Tego typu pomysły napędzają rozwój intelektualny, ale jednocześnie, ograniczając czas swobodnej zabawy z rówieśnikami, powstrzymują rozwój społeczny i emocjonalny. Przy okazji w mniejszym lub większym stopniu wywołują uzależnienie dziecka od organizowania mu czasu, czego efekty pewna doświadczona przedszkolanka ujęła w takim oto zdaniu:

„Kiedyś dziecko brało patyk i bawiło się nim w dziesięć różnych zabaw. Dzisiaj siedzi przed regałem pełnym pięknych zabawek… i się nudzi!”

Niestety, nudzić się też trzeba nasze dziecko nauczyć, i warto umieć się nudzić – o czym często zapominają nowocześni rodzice.

* * *

Stoisz dzisiaj przed decyzją, czy Twoje dziecko powinno pójść do pierwszej klasy. Być może usłyszałeś od kogoś znajomego albo w przedszkolu, że „poradzi sobie”. Czasem mam pretensję do pań przedszkolanek, które zachęcając rodziców do przyspieszania nauki dziecka, z jednej strony ponad miarę wychwalają jego rozwój intelektualny, z drugiej nie zawsze zwracają uwagę na braki w innych sferach rozwoju. Może jednak jestem niesprawiedliwy, wiem bowiem skądinąd, że zwykłe ciepłe słowa o dziecku, jakie kieruje do rodzica każdy dobry nauczyciel, bywają interpretowane nazbyt optymistycznie. Jeśli chcesz zatem podjąć najlepszą decyzję porozmawiaj o tym szczerze w przedszkolu, prosząc o przedstawienie wszystkich za i przeciw. Poradź się też psychologa w poradni psychologiczno-pedagogicznej. No i bardzo, ale to bardzo uważaj na słowa „poradzi sobie”, bo przecież nie o to chodzi!

Licz się z tym, że władze oświatowe, a za nimi media, będą przekonywać, jak dobrze będzie Twojemu sześciolatkowi w szkole. I jeśli żadna „piłka” rozwoju Twojego dziecka nie toczy się wyraźnie wolniej niż u większości sześciolatków – możesz spokojnie skorzystać z tej możliwości. Pamiętaj jednak, że oznacza ona rok wcześniejszą maturę, a zatem rok krótsze dzieciństwo. Jeśli wierzysz, że jest to dobre rozwiązanie, że dziecko w krótszym czasie nauki szkolnej nabędzie wszystkie potrzebne umiejętności, także społeczne, i jeśli wierzysz, że cała ta operacja nie jest podyktowana po prostu interesem ekonomicznym państwa, obudowanym w piękną ideologię, zdecyduj się już teraz na klasę pierwszą.

Ja, niestety, nie wierzę.

Jarosław Pytlak

 

dyrektor SP nr 24 S.T.O. w Warszawie
przy współpracy Grażyny Czopowicz i Ewy Pytlak

Warszawa, 20.11.2009 r.
 

 

 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lasotka.pev.pl