Littauer Florence - Nadaj siłę swojej osobowości. I Ty możesz stać się przywódcą, Różności 1
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Florence Littauer
Nadaj siłę swojej
osobowości
I ty możesz stać się przywódcą
Oficyna Wydawnicza "Logos"
Warszawa 1997
przepisała Marianna Żydek
Część I
Siła osobowości
1
Prezydencki uścisk ręki: przeżycie dla całego ciała
W lipcu 1994 roku Krajowe Stowarzyszenie Mówców zwołało w Waszyngtonie
doroczną konwencję i czołowi mówcy, uhonorowani przez Radę Seniorów Nagrodą
Doskonałości, zostali zaproszeni na prywatne spotkanie w Sali Indiańskiego
Traktatu w starym budynku biurowym administracji. Do wygłoszenia
przemówienia w imieniu personelu Białego Domu desygnowany został Mark
Gearan, dyrektor do spraw kontaktów, co z punktu widzenia uczestników
spotkania, profesjonalnie zajmujących się kontaktami między ludźmi, było
wyborem logicznym.
Gearan, absolwent uniwersytetów Harvard i Georgetown, powołany został na
miejsce George'a Stephanopoulosa, którego dziennikarze nie traktowali zbyt
poważnie ze względu na chłopięcy wygląd. Gearan był zadowolony z
dotychczasowego, niezbyt eksponowanego stanowiska zastępcy szefa personelu
Białego Domu. Próbował nawet pomóc Stephanopoulosowi w jego zmaganiach z
młodzieńczą, parweniuszowską prezencją udzielając mu rady: "Przyczyną
połowy twoich kłopotów jest to, że mówiąc angażujesz całe ciało. Opanuj
się, uśmiechnij i stój spokojnie!"
Mimo najlepszych chęci ze strony Stephanopoulosa Clinton musiał go
zastąpić kimś, kto był inteligentny i wymowny, nie tracił głowy i potrafił
radzić sobie w gorących sytuacjach. Gearan był zaskoczony, że Clinton
wybrał właśnie jego na to bardzo eksponowane stanowisko, kierując
Stephanopoulosa na boczny tor jako "doradcę do spraw polityki i strategii".
Gdy Gearan obejmował nową funkcję prezydent udzielił mu tylko jednej rady:
"Musisz robić wrażenie starszego i bardziej nudnego".
Gdy Gearan wszedł do Sali Indiańskiego Traktatu i położył teczkę na
pulpicie dla lektora, wydawał się nam, weteranom przemówień, bardzo młody i
z pewnością nie wyglądał na nudziarza. Z wyraźnie widoczną znajomością
tematu i pewnością siebie Gearan opowiedział o trudnościach, jakie miał w
kontaktach z prasą. Każde z nas przeżyło jakieś kłopoty z prasą i mogliśmy
sobie wyobrazić ogrom wykonywanej przez niego pracy i olbrzymi margines
błędu, z jakim musiał się liczyć przekazując informację od prezydenta,
zmieniającego pomysły tak często, że nawet ci, którzy znajdowali się tuż
przy nim, nie byli pewni jego stanowiska w wielu sprawach.
Gearan wyjaśnił przyczyny pośpiechu prasy w wydawaniu osądów jeszcze
przed wyłożeniem na stół faktów. Powiedział, że po to, by gazeta lepiej się
sprzedawała lub zyskała wyższą ocenę, żąda się od dziennikarzy, aby
przedstawiali swoje opinie, przypuszczenia i racje i tworzyli scenariusze
wydarzeń, które jeszcze nie nastąpiły.
Ogólnie rzecz biorąc, mieliśmy zrozumienie dla tego, co Gearan próbował
robić, i dla ogromnej odpowiedzialności, jaką na kogoś, kto w naszych
oczach wyglądał tak młodo, nakładało zajmowane stanowisko. Gearan nie
zdradził żadnej tajemnicy i przeważnie był bezstronny w swoich relacjach.
Gdy poprosił o pytania, Zig Ziglar zapytał o standardy moralne kraju, a
Carl Mays - dlaczego prasa nie zamieściła żadnej wzmianki na temat
sześćdziesięciu tysięcy chrześcijan, którzy mieli swoje spotkanie jako
grupa o nazwie "Dotrzymujący Obietnicy". Gearan odpowiadał na każde pytanie
spokojnie i mądrze.
Gdy nadeszła moja kolej, spytałam, czy odpowiada prawdzie książka Boba
Woodwardsa, zawierająca szczegółowy opis chaosu, jaki panuje wśród
personelu Białego Domu. "Właśnie skończyłam czytać książkę The Agenda" -
stwierdziłam. "Mógłby mi pan powiedzieć, czy - zdaniem pana i personelu -
przedstawiony w niej obraz jest prawdziwy?"
"Nie czytałem tej książki" - odparł Gearan.
Zdziwiło mnie to, ponieważ wymieniano go w książce w dwunastu różnych
miejscach, a w większości przypadków politycy nie lekceważą doniesień
prasowych na swój temat. W gruncie rzeczy Gearan cytowany był w The Agenda
w kontekście tematu, którego dotyczyło moje pytanie, a wynikającego z jego
wypowiedzi. Gearan czuł, że głównym problemem Białego Domu była:
"organizacja i dyscyplina. Personel zbyt często przypominał piłkarską
drużynę dziesięciolatków. Nikt podczas gry nie trzymał się własnej pozycji.
Wszyscy gonili po całym placu gry za każdą piłką znajdującą się na
boisku."(1)
"Czytałem recenzje na temat tej książki" - dodał Gearan, po czym ze
zdziwieniem zapytał: "A dlaczego panią to interesuje?"
"Ponieważ piszę książkę o osobistościach w Białym Domu".
Gearan wziął głęboki oddech i obdarzył mnie uśmiechem przebiegłego lisa.
"Bardzo mi się podoba pani strój" - stwierdził.
Był młodym człowiekiem, ale znał stare sposoby, żeby uniknąć odpowiedzi
na kłopotliwe pytanie, trzeba pytającego obdarzyć komplementem. Zazwyczaj
powoduje to, że osoba zadająca pytanie czuje się tak szczęśliwa, iż
zapomina o pytaniu i można spokojnie przejść do następnego tematu.
"Czy ktoś ma jeszcze pytania?"
Po zakończeniu wystąpienia Gearan zebrał swoje papiery uśmiechając się z
zadowoleniem po dobrze wykonanej pracy i ze skromnością przyjął naszą
owację na stojąco. Gdyby lepiej znał naszą grupę, to może nie byłby aż tak
zadowolony, ponieważ my, mówcy, często urządzamy sobie nawzajem takie
owacje na stojąco za wszystko - czasem nawet za błogosławieństwo!
"Seksowny uścisk ręki"
Po konferencji nasza grupa została przeprowadzona jakimiś bocznymi
korytarzami obok pojemników na śmieci do wyjścia na południowy trawnik
Białego Domu. Prezydent Clinton miał właśnie odlecieć helikopterem do New
Jersey na promocję swojego programu ochrony zdrowia, a my mieliśmy to
wydarzenie obserwować. Nasza grupa przybyła pierwsza i zajęliśmy miejsca w
pierwszym rzędzie, przy łańcuchach z kutego żelaza. Staliśmy w tym miejscu
ponad godzinę, dołączając swój głos do narzekań, że Clinton zawsze się
spóźnia.
W tym czasie zebrał się za nami spory tłum i pojawili się agenci Secret
Service. Do publiczności podszedł jakiś urzędnik i przekazał nam
instrukcje: "Nie należy prosić prezydenta o autografy i zatrzymywać go.
Prezydent uściśnie rękę tylu osobom, ilu tylko będzie mógł, i odpowie na
proste pytania". Czyli innymi słowy: "Bądźcie mili. Prezydent miał bardzo
pracowity dzień".
Czekając rozmawialiśmy o tym, jak Judith Krantz opisała "seksowny uścisk
dłoni" Clintona jako "przeżycie dla całego ciała". Doszliśmy do wniosku, że
nie mamy pojęcia, jaki jest ten seksowny uścisk ręki. Moi przyjaciele
namawiali mnie, żebym się odważyła i poprosiła prezydenta o takie specjalne
podanie ręki, ale był to pomysł tak sprzeczny z moją naturą, że wiedziałam,
iż coś takiego nie przejdzie mi przez usta, a już szczególnie skierowane do
prezydenta.
Nagle przez tłum przeszła fala podniecenia i odezwały się szepty: "Już
jest! Już jest!" Na pierwszy rzut oka prezydent wydawał się wyższy i
szczuplejszy niż na zdjęciach.
Czy on rzeczywiście posiada taką charyzmę, takie hipnotyzujące spojrzenie
i taki uścisk ręki?- zastanowiłam się. Gdy podszedł bliżej, chętnie
ściskając każdą wyciągniętą do niego rękę i patrząc każdemu prosto w oczy,
ogarnęło mnie jakieś nieoczekiwane uczucie. Bez względu na to, czy się
zgadzasz z tym człowiekiem, czy nie, jest coś podniecającego w fakcie, że
stoisz twarzą w twarz z prezydentem Stanów Zjednoczonych.
Gdy sięgnął po moją rękę, popatrzył mi prosto w oczy w taki sposób, jakby
wszyscy pozostali nie byli ważni. Podałam mu rękę, otworzyłam usta i ku
własnemu zdziwieniu powiedziałam: "Panie Prezydencie, poproszę o seksowny
uścisk ręki".
Usłyszałam, że mój mąż wstrzymał oddech, gdy w odpowiedzi na moją prośbę
Clinton ścisnął mi dłoń i położył lewą rękę na moim ramieniu. Pochylił się
i szepnął mi do ucha: "Czy to nie było okropne? Po tym, jak ona to
napisała, czerwieniłem się przez kilka dni". Podał rękę innym osobom ponad
moim ramieniem, a na koniec jeszcze raz uścisnął mi dłoń, uśmiechnął się i
zrobił do mnie oko.
Tak!
Przeżyłam to całym ciałem! Dopiero teraz rozumiem, dlaczego ludzie byli
skłonni zmieniać sposób głosowania po kilku minutach spędzonych z Billem
Clintonem.
Carl Mays przeniósł rozmowę na wyższy poziom, upominając Clintona, by
"stawiał Boga na pierwszym miejscu!"
"Ja to robię" - odpowiedział prezydent. "Właśnie dzisiaj rano siedziałem
tam, na werandzie - dodał wskazując na balkon Białego Domu - i czytałem
Psalmy."
Gdy Clinton przesunął się nieco dalej, Carl spytał: "A który Psalm lubi
pan najbardziej?"
Clinton przystanął, obejrzał się, pomyślał przez kilka sekund
wypełnionych naszym oczekiwaniem i odpowiedział: "Dwudziesty siódmy".
Carl i ja popatrzyliśmy na siebie. Dwudziesty siódmy?
Prezydent poszedł dalej i zatrzymał się, by wysłuchać komentarza Nido
Quebiena na temat problemów Libańczyków, a my próbowaliśmy przypomnieć
sobie Psalm 27. Doszliśmy do dwudziestego trzeciego, ale dwudziesty siódmy
pamiętaliśmy dość mgliście.
W tym momencie zaczęły się kręcić śmigła helikoptera, prezydent wspiął
się po schodkach, gwardziści z piechoty morskiej zasalutowali. Odwrócił się
i pomachał do nas ręką, jakbyśmy byli jego dobrymi przyjaciółmi, których z
żalem opuszcza. Gdy odlatywał jak Mary Poppins, wszyscy staliśmy w
podmuchach powietrza, trzymając rękami fryzury, aż helikopter zniknął z
pola widzenia, a prezydent skupił myśli na tym, jak oczarować stan New
Jersey i nakłonić do oddania opieki zdrowotnej pod kontrolę państwa. Gdy
tylko autobus dowiózł nas do Hotelu Hilton, Carl pobiegł po Biblię. Clinton
albo szczęśliwie trafił, albo naprawdę znał Psalm 27, bo po przeczytaniu go
stwierdziliśmy, że jest stosowny do jego wojowniczej postawy w sprawach
ochrony zdrowia i Haiti - i do wszystkich prezydentów i przywódców w bardzo
wielu sytuacjach.
Pan światłością moją i zbawieniem moim:
Kogóż bać się będę?
Pan ochroną życia mego:
Kogóż mam się lękać?
Gdy nacierają na mnie złoczyńcy,
Aby pożreć ciało moje -
- Są oni moimi wrogami i nieprzyjaciółmi -
Potkną się i upadną.
Choćby rozbili przeciwko mnie obozy,
Nie ulęknie się serce moje,
Choćby wojna wybuchła przeciw mnie,
Nawet wtedy będę ufał. (w. 1 - 3)
Słuchaj, Panie, głosu mego, gdy wołam,
I zmiłuj się nade mną, i wysłuchaj mnie!
Z natchnienia twego mówi serce moje:
"Szukajcie oblicza mego!"
Przeto oblicza twego szukam, Panie.
Nie ukrywaj oblicza swego przede mną!
Nie odtrącaj w gniewie sługi swego!
Ty jesteś pomocą moją:
Nie odrzucaj mnie
I nie opuszczaj mnie, Boże zbawienia mego!
Choćby ojciec i matka mnie opuścili,
Pan jednak mnie przygarnie.
Naucz mnie, Panie, drogi swojej
I prowadź mnie ścieżką prostą z powodu wrogów moich!
Nie wydaj mnie na pastwę wrogów moich,
Bo fałszywi świadkowie powstają przeciw mnie
i dyszą gwałtem!
Ja jednak wierzę, że ujrzę dobroć Pana
w krainie żyjących. (w. 7 - 13)
Wykorzystanie naturalnej siły osobowości
Ponieważ interesują mnie ludzkie osobowości, byłam zafascynowana
spotkaniem twarzą w twarz z Clintonem. Przeczytałam wiele tomów na temat
jego osobowości, jego stylu, jego mocnych i słabych stron, a osobiste
spotkanie potwierdziło to wszystko. Podczas tego jednego, krótkiego
spotkania zorientowałam się, że nauczył się wykorzystywać naturalną siłę
swojej osobowości do kreowania własnych możliwości. Wykorzystał tę siłę do
zrealizowania amerykańskiego snu, wybicia się do roli najwyższego
przywódcy, prezydenta Stanów Zjednoczonych.
Ja też, tak jak Bill Clinton, dorastałam z wiarą w amerykański sen, że
każdy może zostać prezydentem. Sprawdzałam to praktycznie w każdej
organizacji, do której należałam. W gruncie rzeczy ociągałam się z
wstąpieniem do nowego klubu, dopóki nie miałam pewności, że w ciągu kilku
miesięcy zostanę jego prezesem. Fakt, że byłam kobietą, stanowił
przeszkodę, ale byłam pewna, że któregoś dnia to się zmieni i ten tytuł
będzie należał do mnie: Florence, pierwsza kobieta prezydentem Stanów
Zjednoczonych.
Już wiesz, że tak się nie stało. Nigdy nie kandydowałam na żaden
wybieralny urząd. Rodzaj osobowości, jaką mam, popycha mnie do rządzenia,
ale równocześnie powstrzymuje przed kandydowaniem z obawy przed przegraną.
Prawdopodobnie najbardziej odpowiadałaby mi nominacja na ambasadora na
Dworze Świętego Jana. Mogłabym wówczas zdobyć sławę, nie podejmując żadnego
ryzyka.
A jak to wygląda u ciebie? Prawdopodobnie również nie jesteś prezydentem
Stanów Zjednoczonych, ale może chcesz nim być! Może chcesz wspiąć się wyżej
po szczeblach drabiny hierarchii swojej korporacji albo zostać burmistrzem.
A może chcesz rozwinąć swoje naturalne zdolności, żeby być lepszym,
efektywniejszym przywódcą sąsiedzkiej wspólnoty albo własnej rodziny. Jaka
może być lepsza droga, żeby nauczyć się maksymalnego wykorzystania
wrodzonych predyspozycji przywódczych, niż przypatrzenie się tym ludziom,
którzy doszli na sam szczyt?
Właśnie to zrobimy w tej książce - zajrzymy w osobowość niektórych z
najpotężniejszych ludzi na ziemi, a także ich przeciwników i towarzyszy i
przyjrzymy się sprawom, które dla nich były przysłowiową solą w oku. Mam
nadzieję, że robiąc to, i dobrze się przy tym bawiąc, nie tylko poznasz
wiele sekretów możnych osobistości, ale również nauczysz się, jak dokonać
analizy własnych predyspozycji przywódczych, i odkryjesz, jak wykorzystać
cechy własnej osobowości w każdej roli, jaka ci przypadnie. Na koniec
przeanalizujemy, co naprawdę decyduje, że ktoś zostaje przywódcą, i
rozważymy, jak to, czego się nauczyliśmy, wykorzystać w przyszłości przy
wybieraniu przywódców.
Nie będziemy stawali po żadnej stronie, będziemy obserwowali ludzi. Nie
będziemy denuncjowali Demokratów ani ganili Republikanów. Nasza podróż do
wewnętrznego świata politycznych przywódców nie jest przeznaczona dla tych,
którzy mają klapki na oczach, a pozytywne wartości i zalety dostrzegają
wyłącznie u kandydatów i przywódców własnej partii. Ten przegląd adresowany
jest wyłącznie do osób, które potrafią z poczuciem humoru obserwować całą
scenę polityczną, chcą przyjrzeć się różnym osobistościom z przeszłości i
przeanalizować własne zdolności przywódcze.
Zanim jednak zaczniemy badania osobowości i źródeł siły, dokonamy
krótkiego przeglądu czterech typów temperamentów. To pozwoli ci szybko
poznać własne mocne i słabe strony oraz wzorzec twojej osobowości.
Następnie zagłębimy się w fascynujący świat osobowości prezydentów oraz
przywódców, którzy dzielili z nimi polityczną scenę.
Na końcu każdego rozdziału poświęconego określonemu przywódcy
zamieszczone jest zestawienie charakteryzujące profil jego osobowości.
Wszystkie użyte określenia zaczerpnięte są z mediów: TV, radia, książek,
magazynów i gazet. Nie wynikają one z mojej opinii, ale z tego, co
niezmiennie krytyczna prasa miała do powiedzenia o danej osobie w chwilach
jej wzlotów i upadków na drodze do zdobycia i podczas sprawowania
prezydentury lub dowolnej innej funkcji skupiającej na sobie uwagę
publiczną.
Porównując własną osobowość z opisami przy każdym profilu osobowości,
zadaj sobie pytanie: "Gdyby jakiś dziennikarz obserwował moje życie, to
jakich słów z tego zestawienia użyłby mówiąc o mnie?" Przegląd własnych
mocnych stron jest pozytywnym doświadczeniem, ale uczmy się wprowadzać
niezbędne zmiany, gdy poznamy i ocenimy swoje słabe strony.
2
Nasza fascynacja przywódcami
Od zarania dziejów ludzie interesowali się swoimi przywódcami i ich
prywatnym życiem oraz chcieli się dowiedzieć, jak osiągnęli sukces.
Niezmiennie fascynowało nas życie przywódców w czasach, gdy:
Mojżesz wyprowadził swój lud z Egiptu
Juliusz Cezar władał Cesarstwem Rzymskim
Jezus uczynił swoimi uczniami dwunastu zwykłych ludzi
Konstantyn ogłosił chrześcijaństwo oficjalną religią cesarstwa
Luter przybił swoje tezy na drzwiach kościoła w Wittenberdze
John Alden oświadczył się Priscylli
George Washington został pierwszym prezydentem USA
Napoleon znalazł się pod Waterloo
Abraham Lincoln wygłaszał swoją słynną mowę w Gettysburgu
Tedy Roosevelt nosił potężną laskę
Franklin Delano Roosevelt prowadził pogawędki przy kominku
Ike (Dwight David Eisenhower) wygrał wojnę i prezydenturę
Nixon stanął na Wielkim Murze Chińskim
Jimmy Carter nosił swoją walizkę
Reagan stał się Wielkim Mówcą
Hillary (i Bill) próbowała kierować opieką zdrowotną.
Gdy rozmyślamy o osobistościach, które zdobyły władzę, zastanawiamy się,
co spowodowało, że ci ludzie stali się przywódcami. Z pewnością ci ludzie
ani nie wyglądali podobnie, ani nie myśleli podobnie. Reprezentowali różne
generacje i, co jest oczywiste, pochodzili z różnych środowisk, krajów i
partii politycznych. Ale każdy z nich miał nieprzeciętną osobowość. Czy
możemy się od nich nauczyć czegoś, co wzmocni nasze potencjalne zdolności
przywódcze?
Osobistości sprawujące władzę
Minęło już dwadzieścia pięć lat od czasu, gdy przedstawiłam prostą
analizę osobowości, którą chcę zaprezentować w tej książce. Przez cały ten
czas studiowałam i zgłębiałam temat, prowadziłam wykłady na seminariach
Osobowości Plus na całym świecie, dyskutowałam na temat temperamentów w
programach telewizyjnych, udzieliłam rad kilku setkom małżeństw i napisałam
ponad dwadzieścia książek. Użyłam wiedzy o czterech wzorcach osobowości, by
wnieść zrozumienie do własnego małżeństwa i stosunków z dziećmi, do pracy
zawodowej i stowarzyszeń społecznych, do zawodu mówcy i mojej
chrześcijańskiej służby.
Kilka lat temu, w okresie życia, w którym zainteresowała mnie polityka,
zaczęłam zwracać uwagę na wszystko, co pisano w dziennikach i magazynach o
kandydatach na stanowiska przywódcze. Notowałam określenia, jakich używali
komentatorzy w telewizji. W miarę analizowania osobistych mocnych i słabych
stron ważnych osobistości, polityków i prezydentów segregowałam notatki i
wycinki i, zależnie od wzorca osobowości, wkładałam do teczek.
W erze Watergate, gdy przed kamerami telewizji wielu polityków
demonstrowało swoje osobowości, wznowiłam naukowe badania, dodałam do
zgromadzonych materiałów nowe szczegóły i zaczęłam mówić o "osobistościach
sprawujących władzę". Ludziom bardzo się podobały te przykłady i analiza
osobowości polityków stała się ważną częścią seminariów. Słuchaczy bardzo
ekscytowało poznawanie różnic osobowości Silnego Trumana, Spokojnego Forda,
Perfekcyjnego Cartera i Popularnego Reagana.
Ponieważ znacznie wzrosło zainteresowanie politycznymi osobistościami
przed wyborami w 1988 i 1992 roku, ciągle zadawano mi pytania na temat
prezydentów z przeszłości. Nawet ludzie, którzy nie brali udziału w
wyborach, chcieli coś wiedzieć...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]