Lista narzeczonych- Rozdział 1-2, Lista narzeczonych
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Strona12
„Lista narzeczonych”ROZDZIAŁ PIERWSZY
Kobieta, która siedziała po drugiej stronie biurka, była zdenerwowana czy nawet mocno wystraszona.
- Nie powinnam tego mówić, ale próbowałam już
wszędzie. W tylu miejscach byłam i nic, tylko odmowa. Gdybyś o tym wiedziała, zawróciłabyś mnie od progu. Dla takich jak ja nigdzie nie ma pracy. - Zagryzła wargi.
Bella uśmiechnęła się.
- A jednak się mylisz. Realizujemy nietypową politykę personalną. Naszymi najlepszymi pracownikami są kobiety takie jak ty.
- Naprawdę? Trudno wprost uwierzyć...
- Najchętniej przyjmujemy osoby, które wracają do zawodowego życia po kilkuletniej przerwie poświęconej wychowaniu dzieci. Takie kobiety zazwyczaj cenią pracę, świetnie organizują swój czas, są samodzielne i odpowiedzialne, twardo stoją na ziemi.
- Szukając zatrudnienia, na pewno stałam się realistką, a po rozwodzie nauczyłam się samodzielności. Natomiast nie jestem pewna, jak z tym wykorzystaniem czasu.
Każdy, kto wychowuje dzieci, szybko się uczy, jak robić kilka rzeczy naraz - stwierdziła Bella.
- Słusznie. Masz dzieci? - Senna uśmiechnęła się lekko.
- Mówię na podstawie obserwacji, a nie własnych doświadczeń.
- Przepraszam, nie powinnam o to pytać.
- Zadawanie pytań to nic złego, a nawet wręcz przeciwnie. Jeśli załatwimy ci okresowe zatrudnienie w jakiejś firmie, powinnaś jak najszybciej dowiedzieć się wszystkiego, co dotyczy pracy.
- Jeśli załatwicie... - szepnęła Senna jakby do siebie.
- Oczywiście kobiety w twojej sytuacji mają też
pewne minusy. Niektóre umiejętności wymagają od świeżenia, poza tym często nie wiecie, co tak naprawdę chciałybyście robić, bo wypadłyście z rynku pracy, a on bardzo się zmienił przez te lata.
- No właśnie. Na przykład odstraszają mnie same nazwy stanowisk. Czasem nie wiem, o co chodzi...
- Dlatego myślę, że najlepszym rozwiązaniem będzie zatrudnienie okresowe. Spróbujesz popracować w różnych miejscach.
- A jeśli nie będę się nadawała?
- Nie martw się, najpierw skończysz kurs przygotowawczy. Pierwszą pracę dobieramy bardzo starannie. Możesz mi wierzyć, że firma McConnell Temps dobrze przygotowuje do dalszej kariery zawodowej. Nasz problem polega na tym, że gdy ktoś już znajdzie odpowiednie stanowisko, zwykle pracodawca proponuje mu stały etat, a my musimy szukać kolejnych osób na czasowe zatrudnienie.
- W takim razie chyba mam szczęście. - Senna wreszcie się uśmiechnęła. - Przynajmniej zadbacie o mój dobry start.
- Tak, właśnie o to chodzi. Teraz chodźmy do recepcji, gdzie wypełnisz formularze.
Gdy już się tam znalazły, Bella powiedziała do recepcjonistki:
- Jessica, mogłabyś pomóc Senna wypełnić dokumenty? Potem zaprowadź ją na egzamin.
- Egzamin? - zaniepokoiła się Senna.
- Nie na ocenę - roześmiała się Bella. - Chodzi o sprawdzenie, jaki rodzaj szkolenia będzie ci potrzebny.
- Pan McConnell prosił, żebyś zajrzała do niego, gdy tylko będziesz wolna - powiedziała do szefowej Jessica.
- Tak, zaraz to zrobię. - Bella wyciągnęła rękę do Senna. - Wpadaj do mnie, kiedy tylko będziesz miała ochotę.
Przeszła przez poczekalnię, zapukała do drzwi dyrektora wykonawczego i weszła, nie czekając na zaproszenie.
- Emmett, chciałeś ze mną rozmawiać? - Za późno zauważyła, że był tam jeszcze jeden mężczyzna. Siedział obok biurka, naprzeciw McConnella. Odwrócił się na dźwięk jej głosu, jakby zirytowało go jej wtargnięcie. Pomyślała, że Jessica powinna ją uprzedzić. Jednak nie
mogła się już wycofać, bo wyglądałoby to głupio. - Przepraszam, nie wiedziałam, że nie jesteś sam.
- Wejdź i usiądź. Zaprosiłem cię właśnie z powodu mojego gościa. To Edward Cullen. Edward, to Bella Swan, która kieruje moim biurem.
Cullen... Nazwisko nic jej nie mówiło. Może po prostu nowy klient? Jednak niezwykle rzadko zdarzało się, żeby ktoś osobiście przychodził do ich biura, poszukując pracownika na krótki okres. Zwykle, bez zbędnych uprzejmości, załatwiało się takie sprawy przez telefon: „Potrzebujemy recepcjonistki na tygodniowe zastępstwo, bo nasza złapała grypę", „Potrzebna doświadczona sekretarka, żeby nasza mogła wziąć urlop", „Szukamy analityka finansowego do jednorazowego przedsięwzięcia".
Może Edward Cullen zjawił się, bo sam szukał pracy? - zastanawiała się Bella. Chociaż nie sprawiał takiego wrażenia. Gdy wstał, żeby się przywitać, wyglądał na człowieka przyzwyczajonego do władzy. Spojrzał na nią oceniające, co nie zdarzało się osobom szukającym zatrudnienia.
Sama też przyjrzała mu się uważnie. Wysoki, szeroki w ramionach, muskularny, czego nie był w stanie ukryć doskonale skrojony ciemnogranatowy garnitur. Do tego kasztanowe włosy i zielone oczy z długimi, gęstymi rzęsami. Bella uznała, że takie rzęsy to dla faceta prawdziwe marnotrawstwo. Przez chwilę widziała jego profil. Również był bez zarzutu. Jednym słowem - zgodnie z wymogami męskiej urody - Edward Cullen był chodzącą doskonałością.
Na pewno świetnie zdaje sobie z tego sprawę, pomyślała, wyciągając rękę na powitanie.
- Witam pana. Co mogę dla pana zrobić?
Nie odpowiedział od razu. Zaczekał, dopóki nie usiadła, potem sam zajął miejsce.
- Pani Swan, wiem, że to nietypowa prośba, ale chcę, żeby znalazła mi pani żonę.
Bella Swan, kobieta wszak bystra i inteligentna, najpierw zgłupiała kompletnie, potem zachichotała jak idiotka, na koniec, zdoławszy jako tako powrócić do profesjonalnego wyglądu, powiedziała:
- O ile dobrze orientuję się w działalności McConnell Temps, takich zamówień nie mamy zbyt wiele. - Spojrzała na Emmetta, mając nadzieję, że on również uzna sytuację za zabawną i absurdalną. Cullen z kolei spojrzał na nią. Po minach obu panów zorientowała się,
że to jednak nie żart, tylko jak najbardziej poważna propozycja. Nagle odeszła jej ochota do śmiechu. - Z przykrością muszę pana poinformować, że nie zajmujemy się kojarzeniem małżeństw ani wyszukiwaniem partnerów na randki.
- Doskonale zdaję sobie z tego sprawę. Gdybym
chciał skorzystać z takich usług, zwróciłbym się do którejś z agencji. Jednak po głębszym namyśle postanowiłem skontaktować się z waszą firmą.
- Chce pan wynająć kogoś na określony czas?
- Niezupełnie. Najlepiej będzie, jeśli zacznę od początku, oczywiście jeśli ma pani chwilę czasu.
- Tak, bardzo proszę... Gdybym odmówiła, czuła
bym się jak ktoś, kto musi wyjść z kina w połowie filmu.
Edward doskonale wiedział, że żartowała sobie z niego. Zirytowało go to nieco, zarazem jednak uspokoiło. Emmett miał rację. Panna Swan nie rzuci się na niego z wyciągniętą po ślubną obrączkę dłonią. Jednak byłoby dobrze, żeby potraktowała sprawę poważnie i rzeczywiście mu pomogła.
- Moim ojcem jest Carlisle Cullen - zaczął. - Bardziej znane jest jego przezwisko...
- Ma pan na myśli założyciela Królestwa Dziecka?
Każdy mieszkaniec tego kraju do trzynastego roku życia jest klientem firmy Cullen Enterprises. Łóżeczka, ubranka, zabawki, odżywki... O tym Carlisle'u Cullenie mówimy?
- Właśnie o nim.
- Jego nazywają królem, a pana księciem Królestwa Dziecka.
Emmett chrząknął znacząco.
- Zostawmy te niesmaczne złośliwości brukowej prasy - szybko wtrącił Emmett. - Bawią się w różne aluzje, by zwiększyć nakład.
- Przepraszam. Teraz już cała zamieniam się w słuch - obiecała Bella.
Edward zerknął na nią. Bezwiednie zwrócił uwagę na jej ucho, które na chwilę wysunęło się spośród włosów. Pomyślał, że zamiast kolczyka w kształcie kawałka rozbitej filiżanki wolałby małą, elegancką perełkę. Zwrócił też uwagę, że w drugim uchu nie nosiła żadnej ozdoby.
- Oficjalnie jestem zastępcą dyrektora wykonawczego, czyli drugą osobą w firmie. Problem polega na tym, że ojciec chciałby już przejść na emeryturę. Jednak, jak mi powiedział, członkowie Zarządu nie są przekonani, czy powinienem objąć jego funkcję.
- Pewnie nadal widzą w panu dziecko, którego zdjęcie widnieje na opakowaniach odżywek i zabawek - stwierdziła z uśmiechem.
- To na pewno mi nie pomaga, ale nie jest głównym powodem.
- Och, czyżbym zgadła? - zdumiała się. - To naprawdę pan jest na tych wszystkich puszkach i pudełkach?
- Podretuszowana wersja zdjęcia sprzed lat - przyznał niechętnie Edward.
- Rozumiem. Potrzebna panu żona, żeby wreszcie zaczęli pana traktować poważnie.
- Traktują mnie poważnie. Wiedzą, że jestem dorosły.
- Tak, ale rozumiem ich zastrzeżenia. Jest pan znanym w mieście playboyem, dobiega pan trzydziestki i nadal nie ma rodziny. Jako szef firmy zajmującej się dziećmi nie wypada pan przekonująco. To tak jakby kogoś uczulonego na koty i psy zatrudnić w firmie wytwarzającej karmę dla zwierząt.
- Albo wegetarianinowi powierzyć produkcję kiełbasy - wtrącił Emmett.
- Trafiliście w sedno. Taki szef źle wpłynie na wizerunek firmy, nie będzie wiarygodny, nie zwiększy sprzedaży akcji. Dlatego tu jestem.
- Chodzi panu o osobę, która zagra rolę pana żony do czasu, aż obejmie pan nowe stanowisko? To nie powinno być zbyt... - zaczęła Bella.
- Nie.
Uniosła brwi.
- Coś źle zrozumiałam, panie Cullen?
- Żadnego wynajmowania, udawania ani chwilowe
go zatrudnienia - rzekł stanowczo Edward, dla wzmocnienia efektu wyliczając na palcach swoje kolejne stwierdzenia.
- Co...? - Nie dokończyła, ze zdziwienia zapomniała zamknąć usta.
Miał ochotę wyciągnąć rękę i unieść szczękę panny ...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]